czwartek, 10 maja 2012

Kłopotliwy spadek

 


Skromny domek z niewielkim ogródkiem na przedmieściach dużego miasta, a w nim stary, samotny i schorowany człowiek. I dwadzieścia kotów, białych jak śnieg. Chory nie radził sobie, sam wymagał stałej opieki. Bardzo kochał swoje zwierzęta, ale zgodził się, by z pomocą życzliwych osób szukać im nowych opiekunów. Koty kolejno trafiały najpierw do lecznicy, bo prawie wszystkie wymagały leczenia lub przynajmniej podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych, a potem do adopcji. Udało się kilkunastu, najmłodszym, najmilszym i oswojonym. Tuż przed Bożym Narodzeniem staruszek umarł, a pozostałe w pustym i nieogrzewanym mieszkaniu koty dokarmiała daleka krewna. Po kilku tygodniach pojawili się spadkobiercy i w ramach wprowadzania swoich porządków zamknęli zestresowaną białą gromadkę w zagraconym pokoju, skazując ją na okrutną śmierć głodową. Pomoc nadeszła po tygodniu - wychudzone, przerażone i na wpół zdziczałe koty zabrała lekarka weterynarii w asyście przedstawiciela urzędu miasta.
Pikanterii tej historii dodaje fakt, że opiekunem kotów był emerytowany ksiądz, a spadkobiercami zakonnicy, pracujący na misji, gdzieś na Czarnym Lądzie.




Ta historia, choć brzmi nieprawdopodobnie, jest niestety autentyczna (cztery białe koty nadal czekają na nowe domy), a próba pozbycia się niechcianego zwierzaka przez zagłodzenie wcale nie taka rzadka.
Kilka lat temu pewni państwo odziedziczyli po krewnym mieszkanie wraz z niemłodą już kotką, która miała nieszczęście przeżyć swojego pana. Ucieszyli się z nieruchomości, ale z kota zdecydowanie nie. I to do tego stopnia, że postanowili pozbyć się problemu raz na zawsze, zamykając kicię bez jedzenie i picia. Dumni ze swojego pomysłu pochwalili się znajomym i dzięki temu kotka została uratowana. Po wielu dniach głodówki nie była w stanie samodzielnie przyjmować nawet wody. Odżywiana początkowo kroplówkami, potem karmiona płynami, podawanymi strzykawką wprost do pyszczka, doszła do siebie. Niestety do dziś panicznie boi się ludzi i ufa jedynie obecnej opiekunce.



                                                    KONKURS - WARTO - POLECAM

20 komentarzy:

  1. Ech ludzie naprawdę nie powinni nazywać się ludźmi tylko potworami...

    OdpowiedzUsuń
  2. ludzie są okrutni
    ja się zastanawiam gdzie ich mózgi się podziały

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie retro, po prostu nie mają mózgów i serca, nawet w doopie.
    Ja tez dokarmiam i na ile się daje wyłapuję bezdomne koty i czasami to mam ochotę usiąść i wyć.
    A do kościoła nie chodze m.in. dlatego, z powodów spadkobierców, które opisałaś. Mam nadzieje, ze wszystkie białaski uda się wyadoptować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też mam nadzieje - czasami jestem bezradna - tak mi żal tych kotów i psów - ale tez czasami nie wchodzę na Facebooka bo nie chce się denerwować - pózniej cały czas myślę o tych biednych zwierzętach

      Usuń
    2. To ja tak miałam, jak 1. raz weszłam na miau.pl, przeryczałam przed monitorem ze 2 godz. Mozemy tylko trzymać kciuki za futra i robić dalej ile się da.

      Usuń
  4. I ponownie.. ja nie moge takich historii czytać. Ściska mnie zaraz i niemoc ogarnia.

    Potem siedze i sie zastanawiam ile takich przypadków jeszcze jest, bedzie.. było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety - zawsze będą są ludzie i ludziska

      Usuń
    2. Okropne te historie, ale niestety źli byli, są i będą. Całe szczęście, że jednak więcej jest tych dobrych...

      Usuń
    3. No właśnie - wystarczy wejść na Facebooka - jest tam bardzo dużo ludzi którzy walczą o dobro zwierząt

      Usuń
  5. Dziewczyny, co Wy dziś z takimi tematami!;-(

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tak jak Anka: jakoś dużo dziś baaardzo smutnych tematów na blogach... Z drugiej strony: przecież trzeba o tym mówić, pisać... Dobrze, że są też szczęśliwe koty :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie rozumiem jak można być tak bezwzględnym i krzywdzić w ten sposób żywe, czujące istoty, które nic nie zawiniły.

    OdpowiedzUsuń